Grown Alchemist Watermelon Vanilla lip balm
Grown Alchemist to kolejna marka z paszportem Australijskim. Opakowania po lifcie powoli szturmują rynek organicznych kosmetyków. Design przypomina nieco Aesop – prawie prosto z labolatorium :).
Pełna nazwa tego balsamu do ust to Grown Alchemist Watermelon&Vanilla lip balm. Jest to balsam do ust w postaci przeźroczystego żelu, zamknięty w metalowej tubce. Tubka ma 12 ml i zawiera w sobie takie dobroci jak: ekstrakt z arbuza, masło shea oraz olejki: jojoba, ze słodkich migdałów oraz z dzikiej róży. Balsam pachnie jak arbuz, ale na szczęście tak nie smakuje. Nie ma żadnego smaku. Gwiazdą składu jest tu tytułowy arbuz, który ma naturalne właściwości ochronne i tworzy UV tarczę. A w zasadzie, gwiazdą by był, gdyby był umieszczony przed zapachem. Bazą balsamu jest olejek rycynowy, znany jako środek zmiękczający i ogólnie pielęgnujący. Jakoś mnie nie porwało, ale ocenię balsam jako całość. A więc jako całość balsam jest bardzo fajny. Myślę jednak o nim nie jak o pomadce typu Nivea, którą można nakładać kiedy tylko „poczujesz”, ale bardziej sprawdza się jako okład na noc np.
Balsam nie jest tłusty ani lepki, jest bardzo lekki i nadaje ustom błyszczącą taflę, (która nie spływa). A więc spełni dodatkową rolę błyszczyka. Nie długo po aplikacji balsam wchłania się w usta, dając komfortowe uczucie nawilżonych ust. O tej porze mam bardzo suche usta i muszę nieustannie coś na nich mieć. Ten balsam, mimo, że wymaga ponownego nałożenia za jakiś czas (jak dotąd nie spotkałam się z balsamem, który nałożony raz dziennie wystarcza na kilkanaście godzin), nie jest to dla mnie żaden problem. Stan skóry moich ust poprawił się znacznie, nie czuję ściągnięcia, skończyło się łuszczenie. Forma olejkowego żelu jest całkiem ciekawa, odżywia usta i je nawilża, nie są spierzchnięte, są bardziej elastyczne. Metalowa tubka to fajna opcja, jednak trzeba uważać żeby jej nie zgnieść, bo po odkręceniu koreczka tubka od razu wyrzuci z siebie nadmiar.
Mimo, że balsam nie jest idealny i z jakiegoś „ogólnego” powodu nie stanie się moim Świętym Graalem, to polecam wypróbować. Można go dostać na polskiej stronce pell.pl, ale taniej będzie u źródła czyt. Australia (e(vil) bay).
INGREDIENTS: Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Polyamide-8 Active (From Fir Tree Extract), Cera Alba (Beeswax), Parfum (Essential Oil/Aroma) includes Citrullus Lanatus (Watermelon) Seed Oil, Citrus Sinensis (Sweet Orange) Oil, Citrus Reticulata (Tangerine) Peel Oil. Tocopherol (Vitamin E/Plant), Butyrospermum Parkii (Shea Nut) Butter, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Rosa Canina Fruit (Rosehip) Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil Vanillin (Natural Vanilla).
Co nowego na Waszych ustach? ;)
Ty to jak coś wynajdziesz :P. Moje usta też wiecznie spierzchnięte, ciągle zapominam o balsamach, może jak bym sobie takie cudo kupiła, to naszłaby mnie chęć na używanie:)
OdpowiedzUsuńhehe uznam to za komplement :)
UsuńCzekałam na ten wpis :)
OdpowiedzUsuńU mnie nadal rodzi się opinia, ale jest jej bliżej do Twojej niż do peanów na temat tego balsamu. Za to mam wobec niego jeden poważny zarzut i jeszcze czekam, by upewnić się.
Dzięki balsamowi zainteresowałam się ofertą marki i kupiłam kilka innych produktów, o ile nie zrobiły WOW, to jeden kosmetyk na pewno zagości u mnie nie raz. Ale o tym przy innej okazji.
wiesz, nic odkrywczego tam nie ma, ale mimo wszystko bardzo dobrze mi się go używa. Czy bedzie nowe opakowanie? Moja ciekawość nie zna granic więc może kiedyś. Dobra to czekam coś tam złowiłaś pozytywnego :)
UsuńPisałam ostatnio z tej firmy o peelingu naturalnym do twarzy :)
OdpowiedzUsuńTak! :) powoli gdzieś tam ta marka może się będzie przebijać.
UsuńMnie ciekawią ich szampon i odżywka :)
OdpowiedzUsuńhmm...w sumie mialam do wyboru GA i Shu i wybrałam Shu i jestem bardzo zadowolona. A z innych bardziej "egzotycznych" podoba mi się szampon i odzywka Dry Bar ale niestety w Sephorze w PL ich nie ma.
UsuńA kiedy wraca Pani na bloga w odwiedziny? Bo puchy widzę ciągle :)
Rozumiem, że próbowałaś go zjeść wnioskując z opisu XD
OdpowiedzUsuńLepiej Ty takich rzeczy nie jadaj ;-)
A teraz poważniej - morduję się obecnie z EOSem i mam jeszcze Carmex w tubce, który lubię. Pa& Rub pomarańczowy był fajny, ale jednak ciągle szukam. Ciągle myślę o NUXie :-)
hahah nadinterpretacja :D
UsuńNo i ja się nad EOS znęcałam, doszłam do połowy i rzuciłam do szafki do pracy "awaryjnie" ale katastrofa ogólnie. Dawno czegoś tak bezsensowengo nie miałam, zużyję do 3/4 i resztę wywalę.